Z powodu zaplanowanej wizyty w stacji diagnostycznej, syrena kilka dni spędziła bardzo blisko nas, pierwszy raz w tej lokalizacji. Zdziwienia na twarzach mieszkańców ulicy nie miałam szansy zauważyć, ale gorączkowo przesuwano firanki, pospiesznie podchodzono do okien, w których zapomniano uprzednio zgasić światło. W zasadzie, cóż, jesteśmy przyzwyczajeni do takich reakcji. Kiedyś, w bajkowych czasach, czyli dawno dawno temu, nawet robiły na mnie wrażenie, ale teraz jednak przyzwyczajenie robi swoje i rzadko zwracam na to uwagę. Zdarza mi się niekiedy zauważyć, że jakoś ludzie się na nas gapią, a gdy zastanawiam się dlaczego przypominam sobie, że jedziemy tym razem syreną.
Tym razem nie jechałam, zamykałam bramę i cykałam fotki.